poniedziałek, 24 listopada 2014

Projekt Denko - odsłona piąta

Witajcie,

Korzystając z dnia wolnego postanowiłam napisać szybkiego posta o zużyciach.. ostatnich miesięcy ;-) Tak, tak. Chcę zrezygnować z comiesięcznego pokazywania Wam moich śmieci których zazwyczaj jest za mało. Notki będą pojawiać się gdy już coś konkretniejszego uzbieram :-)
W moim koszyczku zaczęło już brakować miejsca więc to odpowiedni moment :-)


To całkiem spora ilość jak na mnie :-) Podzieliłam denko na trzy grupy:


Włosy

Loreal Elvive " Smooth - Intense " to duet do którego chętnie wracam. Moje włosy są po nim wygładzone i odżywione. Zawsze mam w zapasach kolejny zestaw.
Loreal Elvive " Fibrology " miałam też szampon ale nie wiem, gdzie podziała się butelka. Jedno jest pewne - nie polubiliśmy się. Nowa linia miała pogrubić moje włosy, nic takiego nie zauważyłam. Czułam natomiast, że są przeciążone po zastosowaniu maski.
Garnier " Ultimate Blends " mleczko waniliowe i papaya ogromnie cieszę się z zakończonej przygody. O duecie przeczytacie TUTAJ. Ja natomiast straciłam ochotę na testowanie kolejnych wariantów.



Ciało

Żele pod prysznic Nivea 
" Sunny melon " oraz " Water lily " Klasyczne opakowanie i bajeranckie kuleczki w środku zachęciły mnie do zakupu. Owe kuleczki w żaden sposób nie peelingują - fajnie wyglądają :-P. Zapachy całkiem przyjemne. Konsystencja dla mnie troszeczkę za gęsta. Raczej nie kupię ponownie.
Żel pod prysznic Dove Wiecie, że nawet nie mogę przypomnieć sobie zapachu? Widocznie nie robił ani wrażenia ani krzywdy. Moim numerem jeden jest Dove ogórkowy którego ostatnio nie mogę nigdzie znaleźć...
Garnier - Mleczko do ciała do skóry suchej Wspominałam Wam, że uwielbiam krem do rąk z tej linii. Mleczko mam wrażenie jest gorszej jakości niż kiedyś... Wątpię abym zakupiła ponownie.
Lush " Sweetie pie " moja pierwsza galaretka pod prysznic. Zanim doszłam do tego, że źle ją stosuję było już za późno (pff ! na co mi czytanie instrukcji.. jestem TAKA mądra) mimo wszystko udało się zużyć. Pięknie pachnie. Na pewno kupię jeszcze raz.


Twarz

Garnier BB Cream Użyłam kilka tubek lecz z czasem zaczął mnie uczulać. Szkoda, naprawdę go lubiłam.
Soraya " Baza silikonowa " Nie wiem ile ma lat. Znalazłam ją w kosmetyczce i wolę nie ryzykować. Zużyłam 3/4 ale nie zauważyłam aby jakoś mega wydłużała żywotność podkładu.
La Roche Posay " Effeclar Duo " U mnie się nie sprawdził. Więcej o nim TUTAJ
Nivea " Beauty Cream " również bardzo przeze mnie lubiany. Z czasem chyba z niego wyrosłam ;-)
Loreal i mój pierwszy płyn micelarny. Tak się polubiliśmy, że zużyłam kilka butelek. Niestety ostatnia nie wiedzieć czemu zaczęła mi się "pienić " (?) na twarzy podczas użytkowania.
Garnier " Refreshing scrub " Podczas wyprzedaży kosmetyków u mnie w sklepie kupiłam go za grosze. Całkiem fajny, niestety dla mnie konsystencja zbyt zbita. Troszeczkę ciężko mi się go używało.
Lush " Ocean Salt " Świetny zdzierak o kwaśnym zapachu/smaku ;-) Więcej o nim: TUTAJ
Zdecydowanie do niego powrócę.
Lush " Breath Of Fresh Air " Tonik do twarzy. Fajne uczucie orzeźwienia. Dla mnie za mało oczyszczał.
Lush " The Sacred Truth " Kolejna maseczka z Lush którą bardzo polubiłam. Mogłabym się tylko doczepić, iż nie zauważyłam oczyszczenia... Mimo wszystko fajny produkt. Więcej TUTAJ


Uff.. to by było na tyle. Zapomniałam o mydełku (kawałek puszkowego opakowania na zdjęciu grupowym ;-)) więc o nim następnym razem ;-)
Dobrnęłyście do końca?

Znacie któryś z moich denkowców? Jak Wam poszło w tym miesiącu?

Magda

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rosyjskie płynne złoto

Hej,

No nie, aż tak dobrze nie będzie. Natomiast gdy odnajdę takie źródełko dam znać ;-)

O rosyjskich kosmetykach było słychać już dawno i głośno. Kiedy blogosfera tętni już innymi produktami ja dopiero zachwycam się złotym peelingiem od Organic Therapy.






Zamknięty jest w (trochę umorusanej już) 150 ml tubce z zamknięciem na "klik", otwór idealny dzięki któremu dozujemy potrzebną ilość. Szacie graficznej nie mam nic do zarzucenia. Biało - pomarańczowa z podstawowymi informacjami i logo firmy.  
Natomiast sam peeling to mój ulubiony ostatnio produkt i żałuję, że już sięga dna...

Zacznę od zapachu bo jest MEGA ! Peeling pachnie prawdziwymi migdałami i zdecydowanie należy do grupy tych które mamy ochotę zlizać z twarzy. 



Jak widzicie na zdjęciu, jest on gęsty i wystarczy mała ilość do wyszorowania całej buźki.
Nie ma on kilku peelingujących granulek w składzie, jest niejako cały złożony z drobinek (mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli ;-) ) lecz nie obawiajcie się, masaż twarzy wykonany tym produktem jest bardzo przyjemny. No i do tego ten śliczny mieniący się kolor .
To najlepszy peeling jaki stosowałam do tej pory. Skóra jest oczyszczona, pory zwężona a twarz bardzo gładka.

Znacie ten peeling? Nadal używacie rosyjskich kosmetyków czy raczej zauroczenie nimi minęło?

Magda




wtorek, 11 listopada 2014

Będą przeprosiny, awans i.. recenzja.

Witajcie,

Ogromnie Was przepraszam za tak długą nieobecność (zarówno u mnie jak i na Waszych blogach)
W ostatnim czasie wydarzyło się sporo zarówno pozytywnych jak i negatywnych rzeczy w moim życiu...
W pracy zaczęłam trening na kolejnym stanowisku, które pomalutku zaczynam ogarniać. Jest to chyba najcięższy departament z jakim miałam do czynienia. Dodatkowo przeszłam na inny kontrakt i pracuję dłużej a także wieczorami i w weekendy.
Ponad miesiąc temu odeszła osoba która dawno temu była mi bardzo bliska. Ogromnie to przeżyłam i w sumie po dzień dzisiejszy nie mogę się pozbierać... Po powrocie spojrzałam na wszystko z zupełnie innej perspektywy i małymi kroczkami zmieniam swoje życie...
Do tego siłownia, obowiązki "ch* Pani domu" ( Madziu, ogromnie podoba mi się ten zwrot ;-) ) i na nic nie mam czasu.
Kochane, może doradzicie mi jak mam się lepiej zorganizować? Bo gdybym dziś nie zrezygnowałabym z siłowni pewnie nie miałabym czasu na wspaniały peeling (o nim wkrótce) i odwiedzenie zakurzonego bloga :-)

Daaawno temu obiecałam Wam recenzję kremu który zdziałał u mnie cuda. Mimo, że z opóźnieniem słowa dotrzymuję ;-)


Przedstawiam Wam Vichy - Detoksykujący krem na noc przeciw niedoskonałościom a także szanowną Lunkę, która wytrwale pozowała do zdjęc :-)
Od producenta: " Dla dorosłych kobiet o skórze z niedoskonałościami. Detoksykujący krem na noc, redukujący produkcje sebum i hamujący rozwój toksyn "


Po nieudanej przygodzie z Effeclar Duo sięgnęłam po coś innego. Szczerze przyznaję, że zauważyłam ogromną zmianę po paru dniach. Wszystkie zmiany znikały na moich oczach. Pory były zwężone, a skóra delikatniejsza. 
Konsystencja jest lekka, przyjemna. Krem nie pozostawia tłustego filmu. Wchłania się ekspresowo.
Nic dodać nic ująć. Dla mnie to krem idealny.


Warto też dodać, że od kiedy go stosuję nie pojawiają się żadne problemy. Bo przecież lepiej zapobiegać niż leczyć ;-)
Cena wydaje mi się nie jest wygórowana ok €19 / 40ml (aktualnie jest na promocji w Boots za 14,24) więc na pewno zaopatrzę się w jeszcze jedną tubkę. 



Macie swoje sprawdzone kremy? Czy testujecie nowośći? 

Magda


Serdecznie informuję, że podczas robienia zdjęć Lunka w żaden sposób nie ucierpiała ani nie stała jej się żadna krzywda :-)

piątek, 12 września 2014

Legendarny Effeclar Duo - La Roche Posay

Witajcie,

Wróciłam z urlopu zrelaksowana i nawet troszeczkę opalona. Postaram się na dniach wrzucić kilka zdjęć. Cieszę się ostatnimi dniami wolnego już w domku zajmując się ulubionymi zajęciami kobiet tj: piorę, sprzątam i gotuję ;-)

Do recenzji tego produktu zabierałam się już jakiś czas przed wyjazdem. Ciągle czekałam na efekty, które niestety nie nadeszły...


A oto moja historia :P
Jakiś czas temu na czole pojawiły mi się nie fajne " zmiany ". Prawdę mówiąc nie wiem skąd się wzięły, wyglądały jak taka " kaszka ". Znajomi mówili, że przesadzam, ale ja nigdy nie miałam problemów z cerą i dla mnie wydawały się one olbrzymie. Postanowiłam sięgnąć po Effeclar Duo z którym wiązałam wielkie nadzieje. Odstawiłam inne kremy, bardzo okazjonalnie się malowałam. Chciałam aby krem zadziałał w 100%.  Stosowałam go wg instrukcji dwa razy dziennie na oczyszczoną skórę. Dowiadujemy się z niej również,  że przez pierwszy okres czasu stan naszej skóry może się pogorszyć. Tak też się stało - ale byłam na to przygotowana ( przecież później miało być tak pięknie!). Z czasem natomiast nowe zmiany były " wysuszane " ale ze starymi krem sobie nie poradził. Zużyłam żel i nie zauważyłam kompletnie nic.
Zastanawiałam się nad zakupem jeszcze jednego opakowania, ale niebawem miałam jechać na urlop i wolałam spróbować czegoś innego. Sięgnęłam po kosmetyk który w przeciągu kilku dni zdecydowanie poprawił stan mojej skóry i pozbył się wszystkich niedoskonałości na czole. O nim już niebawem ;-)


Produkt ma konsystencję żelu. Bardzo wygodną tubkę z której wyciśniemy dokładnie tyle ile potrzebujemy kosmetyku. Za 40 ml musimy zapłacić €18
Spotkałam się natomiast z opiniami, że żel sprawdził się wyśmienicie.

A jak było w Waszym wypadku? Sprawdził się Effeclar Duo?

Magda



poniedziałek, 1 września 2014

Wakacje....

Kochane,

Wybaczcie moją nieobecność. W pracy duże zmiany (na lepsze! ale oczywiście więcej obowiązków), do tego staram się jak najwięcej ćwiczyć i wracam do domu padnięta...
Dziś udaję się na upragniony urlop. Słoneczko, drinki i wieczorne imprezy. Tego mi potrzeba!

Odezwę się jak tylko wrócę.

Buziaki,
Magda

środa, 6 sierpnia 2014

Gorące ploteczki

Witajcie,

Od kiedy pamiętam w mojej kosmetyczce zawsze gościły błyszczyki. Szminkę posiadałam tylko jedną (otrzymaną w gratisie ;-)) która walała się z kąta w kąt.
Do czasu ;-)
Licznymi recenzjami zostałam zachęcona do zakupu kolejnej. Musiałam tylko wybrać coś odpowiedniego dla siebie. Pierwszy egzemplarz okazał się niewypałem. Natomiast moja kolejna szminka to już zupełnie inna historia:






Mój odcień to " Hot Gossip " o wykończeniu Cremesheen. Opakowanie chyba wszystkim kojarzy się z nabojem. Czyżby szminka w mojej dłoni stawała się śmiertelną bronią? ;-)



Kolor na stronie MAC został określony jako " średni odcień różowawej śliwki " . Staram się teraz przypomnieć jak wygląda różowa śliwka... ;-) Chyba byłabym skłonna zgodzić się z tym opisem. Szukałam odcienia który będzie zbliżony do koloru moich ust i który będę mogła nosić codziennie. Wydaje mi się, że strzeliłam w 10-tkę :-) No dobrze, przemiła Pani w MAC też ma tutaj swój mały udział ;-)




Pomadka nie wysusza moich ust, wręcz przeciwnie - nawilża. Malowanie się to sama przyjemność. Po ustach sunie delikatnie, dokładnie jak " masełko " :-) Podczas jedzenia i picia wytrzymała ok 4 godzin co i tak uważam, za niezły wynik. A oto i efekt na ustach:




Za 3g musimy zapłacić €19 co jest dość wysoką ceną za pomadkę. Niestety moje zauroczenie firmą MAC nie mija i jestem w 100% zadowolona z zakupu :-)

Wolicie błyszczyki czy szminki? Stawiacie na naturalne czy zdecydowane kolory?

Magda


sobota, 26 lipca 2014

FotoMix #2

Hej,

Dzisiaj post na szybciutko z kilkoma zdjęciami :-) Nie ma tego co prawda dużo, ale zawsze coś.
Enjoy!


Od lewej:
Tego zielonego shreka chyba nie muszę przedstawiać? ;-)
Ta sobie śmiesznie śpimy.
Gazetka w samolocie reklamująca miejsce do którego chciałam się wybrać. Uznałam to za znak i zabukowałam urlop. Nie mogę się doczekać!
W oczekiwaniu na samolot. Kolejna "jednononocna" wyprawa. Kiedy to się wreszcie skończy :-/
Kolejne ciacho. Na instagramie zamieściłam zdjęcie podczas przygotowywania, a to już efekt końcowy :-)
Mamy wysyp ślimaków na osiedlu - dosłownie.
Nic nie sprawia takiej radości jak ukochana zabawa z piłeczką :-)

Udanego weekendu Wam życzę!
Buziaki

Magda

wtorek, 22 lipca 2014

Spóźnione (jak zwykle ;-)) czerwcowe nowości oraz denko

Jako, że zarówno zużycia jak i nowości były bardzo skromne postanowiłam je ścisnąć w jednym poście :-) Zacznę od przyjemniejszej części czyli zakupów :-)



Od lewej:
Słynny Effaclar Duo od La Roche Posay. Na czole pojawił mi się coś ala trądzik. Nigdy nie miałam żadnych problemów ze skórą dlatego nawet ta mała zmiana jest dla mnie nie do przyjęcia. Postanowiłam zmierzyć się z legendą. Testuję od prawie miesiąca, póki co nie widzę spektakularnego WOW! 
Peeling Tutti Frutti " Liczi & Rambutan " początkowo uwiódł mnie zapachem, ale po kilku użyciach wyczuwam tutaj chemię... 
Zestaw do włosów NIOXIN (nie znam) dostałam w prezencie. 
Z tyłu ledwo widoczna pianka do twarzy od Organic Therapy. Z tej samej firmy diamentowy i złoty peeling. 
Żele pod prysznic od Nivea: Wodna Lilia oraz Melon. 
Z wycieczki w Wieliczce przywiozłam Solno-cukrowy peeling Trawa cytrynowa i gruszka (pachnie cudnie!) 
Masło do ciała od Naturals z olejkiem arganowym. 
Krem BB Big Easy od Benefit. Niestety kupiłam za ciemny odcień i raczej komuś go oddam. 
Cudowne, najukochańsze cienie z limitowanej edycji MAC, które były moim prezentem urodzinowym i mogłyście o nich przeczytać tuta: KLIK 
Kupiłam też pomadkę z której średnio jestem zadowolona (nie ten odcień i nie to wykończenie) i na koniec pierwsza moja Glinka

Zużyć również jest mało. Jest to głównie spowodowane tym, że przy Effeclar Duo staram się używać jak najmniejszej liczby innych kosmetyków w tym kolorówki. Nie maluję się, chcę aby cera doszła do siebie...




Dwufazówka z Ziaji. Zalegała w szafce naprawdę długo. Kiedy się z nią przeprosiłam zużycie zajęło mi chwilę. Stała się częścią rytuału wieczornego. Zastanawiam się teraz co kolejnego przetestować :-) 
Krem do rąk suchych od Garnier. Lubię ten krem. Zawiera w składzie alantoinę która kojarzy mi się.. z zapachem płynu do prania swetrów ;-) Zawsze kupuję jak tylko mam okazję. 
Peeling Grace Cole " Gruszka & Brzoskwinia " całe szczęście, że kupiony na przecenie z €5,99 na bodajże €2,50 W tubce pachniał cudownie. Pod prysznicem zapach znikał a zdzieranie było znikome. Zdecydowanie nie kupię ponownie. Żel pod prysznic od Johnson's & Johnson's o zapachu mango. Zapachu było w nim jak na lekarstwo a i wydajnością nie grzeszył. Z fatalnego duetu o którym pisałam tutaj: KLIK pierwszą zużyłam " rozwodnioną " odżywkę. Nigdy więcej. Dezodorantu w sprayu używam od wielkiego dzwonu. Dlatego po dłuuuugim okresie czasu wykończyłam Garnier Mineral " Invisible " Rosyjski Peeling cukrowy nie porwał mnie. Niestety troszeczkę obrzydzała mnie jego konsystencja (wybaczcie, ale to prawda). Szczęście, że szybko dał się wykończyć. Kolejny Charity Pot -swoją drogą ciekawe ile jeszcze zużyję zanim kupię standardowy rozmiar ;-) i Skarpetki które i może pachniały brzoskwinią, ale nie zrobiły z moimi stopami kompletnie nic! Szkoda pieniędzy :-)

Uff to już koniec. 

Miałyście jakiś z kosmetyków? Jak Wam idą zużycia w tym miesiącu?

Magda


środa, 16 lipca 2014

Produkt który odmienił moje życie!

Musicie przyznać, że temat dość interesujący... Pewnie zastanawiacie się co mam na myśli:
Idealny podkład, pięknie pachnące masło do ciała, a może krem który odmłodzi nas o dziesięć lat?
Odpowiedź może Was zaskoczyć:


TaaaDaaamm !!! Skarpetki dzięki którym nasze stopy będą mięciusie jak pupka niemowlaka :-P
Pielęgnacja stóp w moim wypadku nie istnieje. Nie umiem, nie lubię, nie chce mi się itd. Wyobraźcie sobie ich stan skoro narzeczony żartuje, że mam pięty jak rzymski piechur ;-)
Korzystając ze świetnej promocji kupiłam jedno opakowanie na próbę: 


Stosując się do instrukcji: myjemy syrki, nakładamy papucie i trzymamy je przez 90 min. Następnie myjemy i czekamy na cud który ma nastąpić po dwóch tygodniach. Warto dodać, że żel w żaden sposób nas nie podrażnia.



Oczywiście efekt nie jest widoczny od razu. Przez kolejne dni nasze stopy zaczynają się łuszczyć. Ale za to jak! Skóra odchodzi płatami. Oszczędzę Wam tego widoku, a bardziej ciekawskich odsyłam do Tajki, która zamieściła bardzo dokładne zdjęcia. Producent inny ale działanie identyczne. Efekt w moim wypadku utrzymywał się ponad dwa miesiące. Stopy były mięciutkie i nie wymagały dodatkowej pielęgnacji (hura!) Uwierzcie, że dla mnie to odkrycie roku! ;-)

A Wy jak pielęgnujecie stopy? Lubicie to czy raczej jest to Wasza "pięta Achillesowa? ;-)

Magda


środa, 9 lipca 2014

Co masz taką kwaśną minkę? ;-)

Witajcie,

Pomyślicie pewnie, że mój blog jest mało różnorodny bo znów będzie o Lush-u. Póki co, moja fascynacja firmą trwa nadal. Czasem trafiam na przeciętniaka, innym razem na świetny produkt, ale nigdy jeszcze na bubla. Póki co to chyba jedyna firma produkująca naturalne kosmetyki do której mam dostęp stacjonarnie. Tym razem będzie o czyściku do twarzy i ciała który całkowicie mnie urzekł :-)


Przedstawiam Wam: Ocean Salt.
Używałam go tylko do twarzy, ale wierzę, że z powodzeniem można go stosować na całe ciało. Już na wstępie dodam, że należy do grupy "mocno zdzierającej" więc jeżeli ktoś szuka delikatnego peelingu to niestety ten produkt nie będzie dla niego ;-) Ja zdecydowanie lubię takie produkty więc trafiłam w 10-tkę!
Do wyboru mamy dwie wielkości - 120 i 250 gram zamknięte w standardowym, czarnym opakowaniu Lush.


Tak oto prezentuje się pasta. Skład to głównie naturalne składniki: sól morska, gliceryna, olej kokosowy, ekstrakty z grapefruita oraz limonki, masło z mango i awokado. Wystarczy mała ilość do porządnego wyszorowania twarzy ;-) Zapach bardzo świeży, cytrusowy. Przyznam się, że zdarzało mi się liznąć twarz :-P Po zastosowaniu skóra jest oczyszczona, rozjaśniona, przyjemnie miękka i nawilżona.



Lubicie tą firmę? Jakie macie z nią doświadczenia?

Magda




sobota, 21 czerwca 2014

Bubel o zapachu wanilii

Firmę Garnier omijam szerokim łukiem. Za każdym razem kupując kosmetyk nie byłam z niego zadowolona. Bez znaczenia czy był to szampon, tonik, krem. Do czasu aż pojawił się krem BB. Byłam zachwycona! I mimo, że pozostawiał moją twarz lekko pomarańczową i tak go lubiłam ;-) Kiedy przy kolejnym opakowaniu zaczął mnie uczulać on też wylądował w kącie. Krostki na czole zniknęły dopiero po zastosowaniu antybiotyku. Tylko ja nie o tym...
Pewnego dnia ujrzałam nową kolekcję szamponów i odżywek o cudownych zapachach. I postanowiłam dać firmie jeszcze jedną szansę...


Zdjęcie jest jedno (bo na więcej owy specyfik nie zasługuje) i tak samo kiepskie jak i on sam :-P
Mleczko waniliowe z papają pachną ślicznie, zapach pozostaje przez pewien okres na włosach. Niestety wg mnie na tym zalety się kończą :-(
Zestaw ten miał pomagać przy splątanych końcach. Dół mam rozjaśniany więc byłam ciekawa czy się sprawdzi... Nie dość, że nic nie zrobił to jeszcze miałam wrażenie, że bardziej plątał moje włosy. Szampon jest w miarę gęsty, dobrze się pieni. Odżywka natomiast była bardzo rzadka, część lądowała to na kafelkach to spływała w siną dal nawet nie dotykając włosów... Odżywka zużyta, szamponu mam ok 1/3.
Dobrze, że przynajmniej kupiłam oba produkty za połowę ceny (ok €2,70/szt) Gdybym zapłaciła ponad €10 za komplet zdecydowanie uznałabym to za zmarnowanie pieniędzy.

Znacie tą serię? Jakie są Wasze doświadczenia z marką Garnier?

Magda

niedziela, 15 czerwca 2014

Urodziny !

Dokładnie 11 czerwca 1986 o godzinie 23:55 przyszłam na świat. Miałam nazywać się Katarzyna Magdalena, ale mama w ostatnim momencie (w Urzędzie stanu cywilnego) zmieniła zdanie i jest odwrotnie ;-) Nie mam jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Magdalena zdecydowanie bardziej mi się podoba ;-)
Wielkimi krokami zbliżam się do magicznej 30-stki aczkowiek psychicznie czasami nadal czuję się na 16 :-)
Oczywiście czym byłyby urodziny gdybyśmy się troszeczkę nie rozpieścili?

Edycje Limitowane z MAC wzbudzają u mnie dziwne emocje. Z jednej strony koniecznie chciałabym coś kupić z drugiej denerwuje mnie, że znikają z szybkością światła. Mimo, że stronę MACa staram się odwiedzać na bieżąco, kiedy zauważam nową limitkę, zazwyczaj jest w co najmniej połowie wysprzedana. Podobnie było z cieniami do powiek od Pedro Laurenco. I mimo, że ubrania jego projektu w życiu nie nałożyłabym na siebie :-P to cienie bardzo chciałam mieć. Nie muszę chyba wspominać, że na stronie były wysprzedane...
Dorwałam je dziś w centrum i koniecznie chciałam pokazać:


Jako tło posłużył mi bukiet składający się m.in z moich ulubionych kwiatów, jakimi są... lilie :-)
Opakowanie jest matowe, dla mnie troszeczkę ekskluzywne. Paletka " Nude " składa się z czterech cieni: dwóch matów i dwóch metalicznych. 


Na oficjalnej stronie MAC czytamy, że są to odcienie:
Zmrożony szampan ze złotą perłą
Jasna brzoskwinia
Zimny brąz
Miękki beż


Ja bym je nazwała troszeczkę inaczej, ale może się nie znam ;-) Chciałam napisać, że cienie z shimerem podobają mi się bardziej, ale to jednak całość podbiła moje serce. Wydaje mi się, że cienie będą się wspaniale łączyć. Pigmentacja jest bardzo dobra a kolorystyka dobra na każdą okazję :-)
Czwórka kosztowała €44 ale mam nadzieję, że była warta swojej ceny ;-)

Co myślicie o takich kolorach? Wybieracie spokojniejsze tonacje czy raczej bardziej kolorowe?
Życzę przyjemnego wieczoru

Magda


A oto mała niespodzianka dla Was :-) Ja jakieś 22 (?) lata temu :-)

piątek, 13 czerwca 2014

Spóźnione majowe nowości

Nie dość, że spóźnione, to jeszcze bardzo skromne ;-)
Jako, że w łazience nie mam już gdzie magazynować kosmetyków postanowiłam troszeczkę zwolnić i nie kupować wszystkiego na hura. Będę raczej zaopatrywała się w to co potrzebne lub upatrzone już jakiś czas temu. Moja malusieńka gromadka przedstawia się następująco:


Udając się do LUSHa byłam nastawiona na zakup masującej kostki (?) z ang: massage bar.
Kostka pod wpływem ciepła naszych dłoni pomalutku się roztapia. Zdecydowałam się na " Wiccy Magic Muscles " która pachnie dość intensywnie - wręcz ziołowo i trzeba się przyzwyczaić. Czy łagodziła ból mięśni? Tego nie mogę jednoznacznie stwierdzić, ale masaż nią wykonany na pewno fantastycznie odpręża :-) Zaciekawiły mnie też galaretki pod prysznic. Wybrałam " Sweetie Pie " o fantastycznym słodkim zapachu który przypomina mi gumę do żucia. Do tego przy kasie zgarnęłam jeszcze czyścik " Ocean Salt " z którego jestem chyba najbardziej zadowolona. Recenzja wkrótce ;-)
Będąc na jedną noc w Polsce zabrałam część rosyjskich kosmetyków o których Wam wspominałam:
Cukrowy Scrum do ciała, Oczyszczająca i Witaminowa maseczka. Każda z nich o pojemnośći 100 ml. Aktywna maseczka do Twarzy z Natura Siberica zawiodła mnie, ale dam jej jeszcze szanse. Dwa kremy do rąk z Lirene, kupione na promocji. Moje zapasy pomału sięgają dna także musiałam coś dokupić. Kreda do włosów chodziła już za mną od dawna. Wpadła w moje ręce w Penneys'ie. Póki co boję się, że pobrudzi mi ubrania :-P Olej kokosowy - kupiony na promocji 1+1 gratis więc żal było nie wziąć. Uczę się robić peelingi. Dopiero zaopatruję się w olejki itp także wytrwałości. Nie omieszkam się pochwalić ;-) No i na koniec BB Cream od MAC. 

Z kosmetycznych to już tyle. Natomiast muszę pokazać Wam cudo w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia :-D


Czyż nie jest przeurocza? ;-)

Także jak widzicie baaardzo skromniutko. A jak Wy robicie zakupy? Z listą czy raczej na pełnym spontanie? ;-)

Magda





niedziela, 25 maja 2014

Puffy Eye Attack - czyli krem / żel pod oczy od Soap&Glory

Przyznaję się bez bicia, że to mój pierwszy krem pod oczy. Trochę za późno zabrałam się za pielęgnację okolic oczu, no ale chyba " lepiej późno niż wcale " ;-)


Najpierw podstawowe informacje: 
Krem zamknięty jest w 14m słoiczku zabezpieczony przed obcymi paluszkami folią. Według producenta ma on za zadanie: nawilżać, likwidować opuchliznę i cienie pod oczami. Koszt to ok €15


Żel stosuję codziennie rano i czasami wieczorem (brak systematyczności to kolejna moja zaleta ;-)). Jako, że zbliżam się dużymi krokami do całkowitego zużycia postanowiłam napisać o nim kilka słów...
Odnośne nawilżania to wywiązuje się wspaniale. Już po pierwszym zastosowaniu skóra staje się sprężysta, doskonale nawilżona. Niestety kompletnie nie zauważyłam likwidowania cieni. Wstając wcześnie rano nie wysypiam się tak jakbym chciała a krem niestety nie pomógł mi w walce z oznakami zmęczenia. Kolejna rzecz do jakiej mogłabym się doczepić to rolowanie się. Nie ważne czy pod podkładem czy kremem bb ale żel się rolował. Momentami wyglądałam jakbym miała rozmazane śpiochy pod oczami :-P Konsystencja jest bardziej żelowa, niż kremowa ale w żadnym wypadku nie przeszkadza mi to :-)


Fajny produkt za rozsądne pieniądze. Gdyby tylko likwidowałby cienie byłby ideałem ;-)

Lubicie produkty Soap&Glory? Jakie są Wasze ulubione kremy pod oczy?

Magda

środa, 21 maja 2014

Słodziutkie usta - wiśniowe usta

Czy mam jakiś szczególny problem z ustami?
Nie sądzę. Oczywiście podczas zimy dobra ochrona jest utrapieniem, ale chyba każda z nas to przeżywa...
Natomiast lubię jak moje usta są gładkie i nawilżone. Póki co nie jestem zwolenniczką szminek, dbam raczej o nawilżenie w ciągu całego dnia - tyle. Do tej pory używałam Vaseline - jelly with cocoa butter z której byłam zadowolona... Gdzieś przeczytałam o Carmexie i zakochałam się ;-)


Pierwsze opakowanie jakie stosowałam było o smaku mięty. Ogromnie zaskoczyło mnie mrowienie, jakie towarzyszy po nałożeniu balsamu. Przy wersji wiśniowej nie czuję już mrowienia natomiast podoba mi się smak: wiśniowy, lekko kwaśny... nie wyczuwam chemii ;-)


Balsam zamknięty jest w tubce. Ta wersja jest idealna do pracy czy szkoły gdy chcemy szybko nawilżyć usta bez konieczności brudzenia palców. Cóż mogę więcej napisać? Dla mnie jest idealny. Na długo nawilża i zmiękcza usta,  jest bardzo wydajny i nie klei się. Delikatnie nabłyszcza.


Za 10g zapłacimy ok €2,50


Znacie Carmex? Jakie są Wasze ulubione balsamy do ust? 
(Wychwalany NUXE jest już na chciejliście ;-))

Magda


piątek, 9 maja 2014

Opalenizna w 5 minut czyli rajstopy w sprayu od Sally Hansen

Hej,

Gdy przyleciałam do Irlandii pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dziewczyny wysmarowane samoopalaczami. Na dodatek robiły to źle i wyglądały jak chodzące pomarańcze z ciemniejszymi lub białymi (na zgięciach) plackami ;-) Nigdy nie byłam zwolenniczką " takiej opalenizny ", ale jak wiecie słońca u nas jak na lekarstwo więc postanowiłam spróbować... Wybór padł na:


Na zdjęciu powyżej widzimy samoopalacz i mistrza drugiego planu - Lunkę :-)
Nie zdecydowałam się na pierwszy test przed wyjściem. Znam siebie i wiem, że nic by z tego nie było. Pewnie skończyłoby się na tym, że spóźniona pojechałabym na imprezę ze źle zmytym samoopalaczem. Dlatego na spokojnie w domku bez stresu wykonałam pierwszą próbę. Postąpiłam według instrukcji i to był chyba największy błąd. W odległości 15 cm spryskałam nogę. Cała łazienka była zapaćkana. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się czy zmywać podłogę czy raczej rozsmarowywać samoopalacz aby nie powstały plamy. Jeżeli zdecydujecie się na zakup pamiętajcie, aby najpierw prysnąć na dłoń a następnie rozsmarować na nogach. Taki sposób jest znacznie bezpieczniejszy :-) Sam produkt prezentuje się tak: 


Czyli mało estetycznie/ciekawe/fajnie. Mi przypomina najzwyczajniejszą farbę w sprayu którą chłopaki malują po ścianach ;-) 
Po rozsmarowaniu musimy zaczekać minutę przed ubraniem się. I dla porównania efekt końcowy (chyba nie muszę pisać która noga jest " pofarbowana "? ;-))


Trwałość? Do pierwszego mycia. Samoopalacz schodzi bez problemu. Przydałoby się jakieś podsumowanie. Tylko, że mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony rzeczywiście otrzymujemy fajny efekt w 5 min. Fantastyczna opcja na jakieś większe, spontaniczne wyjścia. A jeżeli mi - po raz pierwszy stosującej samoopalacz nie udało się zrobić zacieków to naprawdę jestem zachwycona. Z drugiej strony to zawsze będzie sztuczna opalenizna przed którą tak się broniłam... Tak czy siak nie zrezygnuję z testów. Za 75 ml zapłaciłam €7,99 (cena regularna €16,99)

Stosujecie samoopalacze? Co myślicie o takim rodzaju opalenizny?

Magda


środa, 7 maja 2014

Nowości marcowo-kwietniowe

Witajcie,

W zeszłym miesiącu nie było takiego posta ponieważ czekałam na paczkę z rosyjskimi kosmetykami. Paczka póki co nadal jest w Polsce i czeka na wysłanie (co raz wymyślam co bym jeszcze chciała) a ponieważ nie mam już miejsca na półce z " nowościami " a także bardzo chcę je zacząć używać nie ociągam się już i pokazuję Wam moje zdobycze:


Jak widzicie jest tutaj wszystkiego po trochu. Począwszy od mydełka skończywszy na cieniach. Aby troszeczkę sobie ułatwić, zakupy podzieliłam na trzy kategorie. Oto pierwsza: 


Ostatnio często odwiedzam jedną z tutejszych aptek. Praktycznie za każdym razem można złapać jakieś fajne promocje. Za połowę ceny kupiłam szampon i odżywkę Garnier z mleczkiem waniliowym i papają. Mimo, że nie przepadam za tą firmą, niedawno wypuściła ona nowe produkty do pielęgnacji włosów o ślicznych zapachach. Mam nadzieję, że się sprawdzi. Zakupiłam scrub do ciała o zapachu brzoskwiniowo-gruszkowym przeceniony na ok €2,20  i żel pod prysznic Johnson's o ślicznym zapachu mango-marakuja   jedynie za €1. Dokupiłam dwie pary skarpetek do stóp " Softsole Express " przecenione z €9,99 na €2,50 które zdecydowanie zasługują na osobny post i jedną parę innej firmy o zapachu brzoskwinni (jeszcze nie testowane). Kończąc temat ulubionej apteki w bootsie kupiłam pilniczek i zmywacz do paznokci Sally Hansen z którym wiążę ogromne nadzieje bo w porównaniu ze zwykłym zmywaczem kosztuje fortunę ;-) Kolejne opakowanie balsamu pod prysznic od Nivea i mydełko jagodowe które poza ładnym opakowaniem niestety nic nie oferuje...


Kolejna grupa " Twarzowa " :-)
Zestaw kosmetyków na noc od firmy NIP+FAB o której nie miałabym pojęcia gdyby nie blogosfera. Składa się z żelu, scrubu i serum. Póki co zaczęłam od serum i jestem zachwycona. Zobaczymy jak nasza współpraca dalej się rozwinie. Zapłaciłam połowę ceny. Drugi zestaw kupiony na wyprzedaży za śmieszne €5 dzięki któremu będę młodsza o 10 lat :-D a w nim: Rozświetlające płatki, krem nawilżający, serum, frown fix (pracuję nad tym ;-)) i maska na noc. Mój ulubiony micel z Loreala zaczął się pienić i chyba zamienię go na coś innego. Mam wrażenie jakby był innym produktem niż ten który zużyłam jakiś czas temu. Niedawno pojawił się micel z Garniera - tańszy, większy. Damy mu szansę. Kolejna tubka Carmexu - tym razem wiśniowego który też niebawem dostanie osobny post i masełko do ust Nivea - wanilia i macademia.


Na koniec chyba ulubiona grupa każdej kobiety: Kolorówka
Pierwszy róż do policzków zakupiłam w Inglocie podczas urlopu w Polsce. Recnzja KLIK! Przy okazji skompletowałam cienie o których niebawem napiszę. Rajstopy w sprayu od Sally Hansen to chyba nie to czego się spodziewałam. Krem CC na przebarwienia - La Roche Posay w użyciu od niecałego miesiąca. Całkiem fajny produkt, ale to jeszcze nie ideał. Chorowałam na kasetkę UD Shattered Case, a kiedy wreszcie była na promocji kupiłam Anarchy Case. Żałuję bo używać jej będę tylko na imprezy, a chciałam czegoś na co dzień. No nic mam nauczkę ;-) Pierwszy essiak w moim życiu w kolorze " Watermelon ". Nie rozumiałam zachwytu nad tą firmą aż pomalowałam raz paznokcie i przepadłam. D&G w odcieniu " Nude " - lakier kupiony w Tk Maxx za jakieś €10. Fatalnie kryje. Nawet przy dwóch warstwach mam prześwity, na paznokciach wytrzymał może dzień. Strata pieniędzy. Cień do powiek Sue Devitt w odcieniu " Cuba " to bardzo jasny, wręcz perłowy cień kupiony na przecenie za €1 świetny do rozświetlenia lub jako baza. Pędzel do pudru Real Techniques. Chciałam zapoznać się z firmą i zaczęłam od jednego z podstawowych pędzli.

Tutaj odskakując troszeczkę od tematu mam pytanie do Was. 
Szukam w miarę dobrych pędzli do makijażu oczu. Zastanawiam się nad Zoevą, ukochany MAC niestety poza zasięgiem ;-) Możecie coś polecić?

A jakie są Wasze zakupy? Przemyślane czy raczej bez ograniczeń?

Magda


piątek, 2 maja 2014

Projekt " Denko " odsłona trzecia.

Hej :-)
Przepraszam za kolejną (niezamierzoną) przerwę, ale była ona spowodowana odwiedzinami mojej młodszej siostry. Tak! Tak! To wszystko jej wina ;-)
Napstrykałam dziś zdjęć i mam nadzieję, że materiału wystarczy mi przynajmniej na kilka notek :-)
Prawdę mówiąc wczoraj już zrobiłam zdjęcie denka, ale było ono takie słabe, że wykończyłam na biegu jeszcze 2 kolejne opakowania :-P ( no i teraz wygląda profesjonalnie ;-P )
Także przedstawiam Wam, moje ostateczne kwietniowe denko:


Zaczynając od lewej:
Radox " Uplifting " Kupiłam go tylko dlatego, że zainteresował mnie zapach: różowy grapefrui i bazylia. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim połączeniem. Początkowo wydawał się on przyjemny, ale z czasem zapach bazylii zaczął mi przeszkadzać. Na szczęście zużyłam go bardzo szybko -  ponad miesiąc stosując 2 razy w tygodniu - jest bardzo wodnisty.
Herbal Essences " Hello Hydration " W zeszłym miesiącu zdenkowałam szampon (który mi się wylał) w tym odżywkę. Wspominałam, że lubię tą serię i pewnie nie raz do niej powrócę
Loreal " Full Restore " Odżywka do włosów słabych, zniszczonych. Nestety w żaden sposób nie poprawiła ona kondycji moich włosów. Nie zakupię ponownie.
Vichy " Purete Thermale " Zachęcona dobrym działaniem kremów postanowiłam skusić się na delikatny tonik dla skóry suchej i wrażliwej. Tonik miał nawilżać, pozostawiać skórę gładką i promienną. Chyba spodziewałam się fajerwerków, ale takowych nie zauważyłam.
Nivea " Krem do mycia twarzy " Jak dla mnie troszeczkę za gęsty i ciężko mi było nim umyć twarz. Nie zauważyłam też jakiegoś mega nawilżenia.
Boots " Zmywacz do paznokci " Najprostszy, najtańszy. " Zapach " mi nie przeszkadzał. Robił co ma robić. Tyle.
Nivea " Balsam pod prysznic " Pisałam o nim TUTAJ. Mimo, że opinie są podzielone ja go lubię. Szczególnie za ułatwienie mi życia ;-)
Avon - " Glicerynowy krem do rąk " Nie wiem ile lat jeździł ze mną w aucie ale nareszcie udało mi się go zdenkować. Jego przydatność skończyła się pewnie z dwa lata temu :-)
Soap & Glory " Flake Away " Podróżne opakowanie peelingu cukrowego. Fajny, aczkolwiek wybrałabym " Scrub'em and leav'em" jako duże opakowanie.
Super Fruit Mud " Maseczka oczyszczająco - nawilżająca z jagodami Goji i granatem " Skóra twarzy po zastosowaniu mięciutka, nawilżona. Niestety z oczyszczeniem porów nie poradziła sobie :-(
Lush " Charity Pot (Krem do rąk i ciała) " Bardzo wydajny. Towarzyszył mi praktycznie każdego wieczoru. Piękny czekoladowo-kakaowy (?) zapach. Wspaniale nawilżał i pozostawiał skórę mięciutką.
Loreal " Revitalift " Dwie miniaturki. Ledwo starczyły na dwa wieczory. Nie zauważyłam kompletnie nic. Już to powtarzałam, ale przy tak znikomej ilości produktu nie zauważam żadnej różnicy. Może nie potrafię " paczać " a może moja skóra potrzebuje czegoś więcej niż tylko jednego maźnięcia...
Softsole Express " Skarpetki " No, ale nie takie zwykłe. Zasługują na osobną recenzję. Powiem tylko tyle: Mój narzeczony drocząc się ze mną mówi, że mam stopy jak rzymski piechur :-D (uwierzcie, nic nie pomagało!!!) a po dwóch tygodniach od zastosowania owych skarpetek moje piętusie są jak pupcia niemowlęcia :-D
Cleanic " Płatki kosmetyczne " Nie byłam aż tak zdesperowana aby dorzucać je do małego denka. Chciałam tylko napisać, że to najgorsze płatki z jakimi miałam do czynienia. Przez całe użytkowanie na palcach jednej ręki wyliczyłabym ile razy udało mi się wyciągnąć cały płatek. Za każdym razem rozrywał się na dwie części. Powiększenie dziurki też nie pomagało. Do tego mają zawierać " proteiny jedwabiu " Tylko niby gdzie i po co?

A jak Wam poszło w tym miesiącu? Znacie któryś z kosmetyków?

Magda